kef
Slowo
"kef" rownie trudno przetlumaczyc na polski, jak jego angielski
odpowiednik "fun". Bo nie chodzi o sama zabawe, ale o przyjemnosc i
radosc, jakie sie z tym wiaza. Dlatego tez w sposob bogaty i sczegolowy
postaram sie opisac jak owy "kef" zastosowac w zyciu. :)
Wyjazd sluzbowy nie
kazdemu sie dobrze kojarzy, ale jesli ma sie rewelacyjnych wspolpracownikow,
zabawnych szefow i mieszka sie w Izraelu, to trzeba by sie bardzo starac, zeby
taki wyjazd zepsuc. Dzieki Bogu nikt sie o to nie postaral. ;) I bylo cudownie.
Od pierwszego do ostatniego dnia - a bylo ich trzy.
Dzien pierwszy
zaczal sie bardzo dobrze, bo juz na wstepie zdobylam trzech nowych przyjaciol
ponizej lat 5. Kenton, lat 4, to syn naszego dyrektora kreatywnego, kocha
dinozaury, poszukiwacz skarbow i niesamowity opowiadacz. Noela i Amelia, lat 4
i 2, to corki dyrektora Arise - dzialu ICEJ dla mlodych doroslych, sliczne
blondynki z Finlandii, kochaja przygody, kolor rozowy i swojego tate.
Tego dnia
odwiedzilismy zachwycajacy park narodowy Tel Maresha, gdzie miedzy innymi
znajduje sie polska jaskinia - wewnatrz niej polscy zolnierze z drugiej wojny
swiatowej wyryli w skale napis WARSZAWA 1943.
Nastepnie udalismy sie do Kibucu Sde Boker, w ktorym mieszkal ostatnie lata
zycia pierwszy prezydent Izraela David Ben Gurion (pochodzacy z reszta z
Polski). Zachwycil mnie jego dom i biblioteka, ale nie mielismy zbyt wiele
czasu na zwiedzanie, bo rozpoczynal sie szabat.
W koncu dojechalismy do naszego hotelu w Mitzpe Ramon, malenkiej
miejscowosci przy kraterze Maktesz Ramon, ktory jest na pustyni,
ale zarazem jest skarbnica natury, od przeroznych skal i roslin poczawszy, a na
zwierzetach skonczywszy.
Kiedy
przyjechalismy na miejscie, okazalo sie, ze mamy ok. 2 godziny do kolacji, wiec
pierwsza mysl: idziemy biegac. Wiecej o tym napisze w osobnym blogu, bo
zdecydowanie ten temat na to zasluguje.
W sobote
wyruszlismy jeepami na pustynie, by dotrzec do bardzo wyjatkowego miejsca: Har
Karkom. Gora schowana w srodku pustyni, oddalona od jakiejkolwiek drogi asfaltowej
o jakies pare godzin drogi jeepem, zadnej cywilizacji wokol. Bylo nas w sumie
siedem jeepow, kazdy naped na 4 kola (z czego czesto korzystalismy), przed nami
zadnej drogi, tylko slabo wytarte slady opon.
Oczywiscie jak
to bywa na takich wyprawach, najwieksza atrakcja byly toalety. Jesli na drodze
pojawialy sie jakies krzewy (a bylo ich stosunkowo malo), zatrzymywalismy sie
i, jak to pieknie ujal jeden z kierowcow:
czy chce ci sie czy nie – idziesz, bo nie wiesz, kiedy bedzie nastepna okazja.
Zasada zawsze byla tylko jedna: faceci w jedna strone, kobiety w druga.
Nasz kierowca,
Yaakov, milosnik pustyni i prawdziwy trooper, powiedzial mi, ze do Har Karkom
jezdzi moze maksymalnie 5 lub 6 grup w roku. To bardzo malo, i swiadczy to o
tym, jak trudno dostepne jest to miejsce i jak bardzo kosztowne. Do celu mozna
jechac tylko z autoryzowanymi kierowcami jeepow.
Ciezko opisac
te wrazenia, wiec moze troche pokaze:
Na miejscu
dowiedzielismy sie, ze jest to jedno z potencjalnych miejsc, gdzie
hebrajczycy za czasow Mojzesza mogli rozbic oboz. Rozne slady wskazuja na to,
ze w tym miejscu mogl byc zbudowany oltarz, a nawet ze mogla to byc gora, gdzie
Mojzesz rozmawial z Bogiem i otrzymal przykazania. Czy to faktycznie to
miejsce? Nie wiemy i prawdopodobnie sie nie dowiemy, az nie zapytamy o to
samego Mojzesza albo Pana Boga.
Wyszlismy na
jedna z okolicznych gor, ale niestety nie mielismy wystarczajaco czasu,
zeby wyjsc na szczyt glownej gory. Kierowcy nie zgadzaja sie obwozic turystow
po pustyni po zmroku. Co mozna zrozumiec, bo wyobrazam sobie jak trudno by bylo
dostrzec nierownosci terenu, ale rownoczesnie na pustyni temperatury szybko spadaja jak tylko zniknie slonce i robi sie zimno. Sama bluza z kapturem nie wystarczy - a mowie z doswiadczenia.
Wrocilismy do
hotelu wycienczeni, a na nastepny dzien czekala nas kolejna wczesna pobudka i
kolejne przygody. Najpierw znowu wypuscilismy sie na pustynie (tym razem
normalnymi drogami) i dojechalismy do oazy, gdzie czekal nas zaprzeg…
wielbladow. Nie bylo to moje pierwsze spotkanie z wielbladem, ale mimo
wszystko, atrakcja zawsze jest. Bo to zwierze jest takie niezwykle… Czy przypatrywaliscie
sie kiedykolwiek wielbladzim nogom? Takie chudziutkie! A stopy takie
nieksztaltne! I na takich nogach i na takich stopach to przeciekawe zwierze
moze niesc kilogramy, godzinami i kilometrami.
Po tej goracej
i niewygodnej przejazdzce zostalismy zaproszeni do beduinskich namiotow, gdzie
zjedlismy jeden z najlepszych posilkow jakie pamietam i wysluchalismy
troche historii lokalnego beduina. Sympatyczny Mohamad (a jakzeby inaczej)
opowiadal nam, ze ma trzy zony i szuka czwartej, bo to podnosi jego statut w
grupie. Za kazda zone zaplacil okolo 50 wielbladow jej rodzinie. Jego dzieci
chodza do szkol w okolicznych wioskach, ale wszyscy mieszkaja w swoim wielopokoleniowym
obozie.
Kolejny przystanek
wszystkim wydal nam sie juz malo egzotyczny i ciekawy, mimo ze w normalnych
warunkach zawsze wzbudza zachwyt: Morze Martwe i En Gedi. Osobiscie jestem
wielka fanka obu, ale po tym wszystkim, co przezylismy w ten weekend, te miejsca
wydaly nam sie bardzo znajome i zwykle. Ale oczywiscie to nie znaczy, ze podeszlismy
do tematu bez entuzjazmu. Mielismy do wyboru plaze albo wspinaczke.
Moje ostatnie
zamilowanie do aktywnosci sprawilo, ze wybor byl jasny i razem z dwoma kolegami
ruszylismy jako pierwsi na szczyt – z nadzieja, ze uda nam sie pokonac dluzsza
trase. Niestety dotarlismy na miejsce za pozno i do najwyzszych partii ze wzgledow
bezpieczenstwa juz nas nie puszczono. Ale i tak zdazylismy podejsc do wszystkich
partii wodospadow Dawida. Za kazdym razem, jak tam jestem, to przezywam na nowo
wiele Psalmow. To niesamowite moc odwiedzic prawdopodobne miejsca, gdzie Dawid
ukrywal sie przed Saulem.
Dzisiaj, jesli ktos
mnie zapyta, co warto zobaczyc lub robic w Izraelu, bez zawahania moge powiedziec:
idz w gory. Natura i bogactwo tej ziemi sa nieprawdopodobne. Jest tak wiele tras
i mozliwosci, a prawie kazda ma w sobie skarbiec historii biblijnych. No i co
rowniez jest piekne: do wszystkich tych miejsc chce sie wracac…
Esterko wyobraź sobie, że jestem fanką wilbłądzich stóp :D bo one maja takie poduszeczki jak kotki pod spodem ...fascynujące i słodkie :P
ReplyDelete