jeladim
Dzieci. Sa wszedzie! :) Jeladim.
Pan Bog sprawil mi kilka niespodzianek ostatnio, bo moglam odwiedzic pare szkol, spedzic troche czasu z dziecmi i ich nauczycielami. Kazda inna, kazda piekna i kazda wyjatkowa. Moje miejsce pracy wspiera te szkoly, z czego jestem ogromnie dumna, szczegolnie po tych wizytach.
Pierwsze miejsce, ktore odwiedzilam to mesjanska szkola podstawowa i gimnazjum. Ze slyszenia wiedzialam o niej juz od bardzo dawna, ale dopiero teraz pojawila sie okazja, zeby odwiedzic to miejsce. I ostatnio coraz bardziej przekonuje sie, ze rzeczy po prostu musza sie dziac w Bozym czasie.
Czesto osoby, ktore znaja w Izraelu kogos lub cos (jakas organizacje), pytaja mnie z rozczarowaniem, dlaczego ja ich jeszcze nie znam. Najprostsza odpowiedz to taka, ze ja sie tutaj nie nudze. :) Ja po prostu znam "innych" ludzi. Bo ludzi tutaj jest duzo.
A wazniejsza odpowiedz to taka, ze wszystko w Bozym czasie. Przez ostatnie dwa lata Bog tak pieknie zarzadzal moimi krokami - nie mam powodu, zeby teraz z tym walczyc. :)
Wiec w tym miesiacu Bog zaprowadzil mnie do szkol. Ta pierwsza zaskoczyla mnie swoim malym rozmiarem. Ponad 80 uczniow codziennie uczy sie w jednej, starej willi. Budynek peka w szwach. Mowiac prosto i szczerze - warunki w tej szkole sa naprawde kiepskie. Ale szkola dziala, i dziala bardzo dobrze.
Na miejscu okazalo sie, ze znam juz kilka osob, ktore w tej szkole pracuja, oraz cale mnostwo dzieci - niektore to dzieci moich kolegow z pracy, inne to dzieci z mojej kongregacji. Kocham takie polaczenia. Wchodzisz w nowe miejsce i nagle okazuje sie, ze jestes 'w domu'.
Dwie pozostale szkoly, ktore odwiedzilam, to w zasadzie przedszkola. Pierwsze, w Jerychu, nie bylo tak naprawde celem mojej wizyty. Jechalam na spotkanie z Tassem Abu Saada, ktory swego czasu pracowal dla Arafata, a dzisiaj jest chrzescijaninem, ktory blogoslawi Izrael. Jest autorem ksiazki "Once an Arafat man", ktora niedlugo ma sie ukazac w jezyku polskim. Jego historia jest fascynujaca, ale w tym celu zachecam do zapoznania sie z ksiazka.
Jerycho zaskoczylo mnie pod wieloma wzgledami. Po pierwsze tym, ze jest bardzo... male. Ze wzgledu na dluga historie (podobno najstarsze miasto na swiecie) i niesamowita slawe, bylam przekonana, ze to duze i popularne miasto na palestynskich terenach. A tu niespodzianka. W miescie cisza i spokoj, drobne zabudowania, gdzieniegdzie male sklepiki. Dopiero na miejscu dowiaduje sie, ze Jerycho ma niecale 20 tys. mieszkancow.
Piaskowe zabudowania i dzikie palmy przenosza mnie myslami do Egiptu, po ktorym podrozowalam z kolezanka niecale osiem lat temu. Podobni ludzie, podobna kultura, podobne zabudowania, ten sam jezyk. Zupelnie inny swiat niz Jerozolima. Po drugiej intifiadzie (powstaniu palestynskim) srodki bezpieczenstwa zostaly bardzo zaostrzone w Jerychu. Dochodzilo tutaj do wielu starc, niektorzy terrorysci-samobojcy wywodzili sie z tego miasta. Po czesci to powod tego uczucia opustoszenia dzisiaj.
Przejezdzamy obok zapuszczonego hotelu, ktory kiedys byl rowniez kasynem. Wyblakle flagi roznych krajow i zielone dekoracje sa jedynymi elementami, ktore wyrozniaja hotel z pomiedzy zaniedbanych budynkow wokol. Kiedys chwalony przez Arafata jako miejsce waznych spotkan, dzisiaj stoi prawie pusty i wyglada nieprzyjaznie. Na mysl przychodzi mi Kuba, i Havana, i porzucone lata 50. I smutek.
Po latach spedzonych w Stanach Tass powrocil ze swoja zona do tej ziemi, zeby rozpoczac prace odwrotna do tej, ktora robil wczesniej. Wczesniej uczyl nisczyc i nienawidziec, a dzisiaj Tass jest dyrektorem przedszkola i swietlicy, gdzie nowe pokolenie wychowuje sie w milosci. Te dzieci i ta mlodziez poznaja swiat od innej strony niz pokolenie Tassa: moga sie rozwijac, zawierac przyjaznie i moga zdobywac swiat - nie poprzez przemoc, ale poprzez swoje zdolnosci.
Tass jest takze zalozycielem przedszkola w Jerozolimie, ktore jest moim kolejnym przystankiem. Przedszkole usytuowane jest pomiedzy zydowska dzielnica ortodoksyjna i ulica graniczaca z arabska czescia miasta. To wyjatkowe miejsce na skale kraju. Czesto mowimy o pojednaniach i spotkaniach miedzykulturowych w Izraelu, ktore sa specjalnymi wydarzeniami, organizowanymi szczegolnie w tym celu. A w tym przedszkolu takie spotkania "organizowane" sa codziennie. Srednia wieku: 4 latka.
Odwiedzam przedszkole w czasie porannej przerwy, wiec maluchy biegaja po calym mini-placu zabaw wewnatrz budynku. Od razu widac, ze to dzieci z kazdych srodowisk: zydowskie, arabskie, etiopskie, europejskie, amerykanskie, nawet azjatyckie... Jakim sposobem je rozrozniam? Po jezykach! Bo mowia w kazdym i co najlepsze, cos co tylko dzieci potrafia, doskonale sie miedzy soba rozumieja.
Sytuacja podobna jak w gimnazjum mesjanskim: okazuje sie, ze w przedszkolu sa dzieci moich kolegow z pracy, mojego szefa, a dyrektorka jest dziewczyna z mojej kongregacji. Ktorej szefem jest moj nowy 'kolega' Tass. ;) Kto by pomyslal, ze niegdys palestynski buntownik dzisiaj bedzie zalozycielem takiego radosnego miejsca w zydowskim miescie.
Takie miejsca kocham odwiedzac najbardziej. Gdzie w najprostszy sposob rangi i przywileje przestaja miec znaczenie. Etiopska dziewczynka prowadzi w tancu swoje blond kolezanki. Zydowski chlopiec przebrany za spidermana tlumaczy tor przeszkod swoim arabskim kolegom. W tych przygodach nie ma czasu na jakies misje dyplomatyczne.
Pan Bog sprawil mi kilka niespodzianek ostatnio, bo moglam odwiedzic pare szkol, spedzic troche czasu z dziecmi i ich nauczycielami. Kazda inna, kazda piekna i kazda wyjatkowa. Moje miejsce pracy wspiera te szkoly, z czego jestem ogromnie dumna, szczegolnie po tych wizytach.
Pierwsze miejsce, ktore odwiedzilam to mesjanska szkola podstawowa i gimnazjum. Ze slyszenia wiedzialam o niej juz od bardzo dawna, ale dopiero teraz pojawila sie okazja, zeby odwiedzic to miejsce. I ostatnio coraz bardziej przekonuje sie, ze rzeczy po prostu musza sie dziac w Bozym czasie.
Czesto osoby, ktore znaja w Izraelu kogos lub cos (jakas organizacje), pytaja mnie z rozczarowaniem, dlaczego ja ich jeszcze nie znam. Najprostsza odpowiedz to taka, ze ja sie tutaj nie nudze. :) Ja po prostu znam "innych" ludzi. Bo ludzi tutaj jest duzo.
A wazniejsza odpowiedz to taka, ze wszystko w Bozym czasie. Przez ostatnie dwa lata Bog tak pieknie zarzadzal moimi krokami - nie mam powodu, zeby teraz z tym walczyc. :)
Wiec w tym miesiacu Bog zaprowadzil mnie do szkol. Ta pierwsza zaskoczyla mnie swoim malym rozmiarem. Ponad 80 uczniow codziennie uczy sie w jednej, starej willi. Budynek peka w szwach. Mowiac prosto i szczerze - warunki w tej szkole sa naprawde kiepskie. Ale szkola dziala, i dziala bardzo dobrze.
Na miejscu okazalo sie, ze znam juz kilka osob, ktore w tej szkole pracuja, oraz cale mnostwo dzieci - niektore to dzieci moich kolegow z pracy, inne to dzieci z mojej kongregacji. Kocham takie polaczenia. Wchodzisz w nowe miejsce i nagle okazuje sie, ze jestes 'w domu'.
Dwie pozostale szkoly, ktore odwiedzilam, to w zasadzie przedszkola. Pierwsze, w Jerychu, nie bylo tak naprawde celem mojej wizyty. Jechalam na spotkanie z Tassem Abu Saada, ktory swego czasu pracowal dla Arafata, a dzisiaj jest chrzescijaninem, ktory blogoslawi Izrael. Jest autorem ksiazki "Once an Arafat man", ktora niedlugo ma sie ukazac w jezyku polskim. Jego historia jest fascynujaca, ale w tym celu zachecam do zapoznania sie z ksiazka.
Jerycho zaskoczylo mnie pod wieloma wzgledami. Po pierwsze tym, ze jest bardzo... male. Ze wzgledu na dluga historie (podobno najstarsze miasto na swiecie) i niesamowita slawe, bylam przekonana, ze to duze i popularne miasto na palestynskich terenach. A tu niespodzianka. W miescie cisza i spokoj, drobne zabudowania, gdzieniegdzie male sklepiki. Dopiero na miejscu dowiaduje sie, ze Jerycho ma niecale 20 tys. mieszkancow.
Piaskowe zabudowania i dzikie palmy przenosza mnie myslami do Egiptu, po ktorym podrozowalam z kolezanka niecale osiem lat temu. Podobni ludzie, podobna kultura, podobne zabudowania, ten sam jezyk. Zupelnie inny swiat niz Jerozolima. Po drugiej intifiadzie (powstaniu palestynskim) srodki bezpieczenstwa zostaly bardzo zaostrzone w Jerychu. Dochodzilo tutaj do wielu starc, niektorzy terrorysci-samobojcy wywodzili sie z tego miasta. Po czesci to powod tego uczucia opustoszenia dzisiaj.
Przejezdzamy obok zapuszczonego hotelu, ktory kiedys byl rowniez kasynem. Wyblakle flagi roznych krajow i zielone dekoracje sa jedynymi elementami, ktore wyrozniaja hotel z pomiedzy zaniedbanych budynkow wokol. Kiedys chwalony przez Arafata jako miejsce waznych spotkan, dzisiaj stoi prawie pusty i wyglada nieprzyjaznie. Na mysl przychodzi mi Kuba, i Havana, i porzucone lata 50. I smutek.
Po latach spedzonych w Stanach Tass powrocil ze swoja zona do tej ziemi, zeby rozpoczac prace odwrotna do tej, ktora robil wczesniej. Wczesniej uczyl nisczyc i nienawidziec, a dzisiaj Tass jest dyrektorem przedszkola i swietlicy, gdzie nowe pokolenie wychowuje sie w milosci. Te dzieci i ta mlodziez poznaja swiat od innej strony niz pokolenie Tassa: moga sie rozwijac, zawierac przyjaznie i moga zdobywac swiat - nie poprzez przemoc, ale poprzez swoje zdolnosci.
Tass jest takze zalozycielem przedszkola w Jerozolimie, ktore jest moim kolejnym przystankiem. Przedszkole usytuowane jest pomiedzy zydowska dzielnica ortodoksyjna i ulica graniczaca z arabska czescia miasta. To wyjatkowe miejsce na skale kraju. Czesto mowimy o pojednaniach i spotkaniach miedzykulturowych w Izraelu, ktore sa specjalnymi wydarzeniami, organizowanymi szczegolnie w tym celu. A w tym przedszkolu takie spotkania "organizowane" sa codziennie. Srednia wieku: 4 latka.
Odwiedzam przedszkole w czasie porannej przerwy, wiec maluchy biegaja po calym mini-placu zabaw wewnatrz budynku. Od razu widac, ze to dzieci z kazdych srodowisk: zydowskie, arabskie, etiopskie, europejskie, amerykanskie, nawet azjatyckie... Jakim sposobem je rozrozniam? Po jezykach! Bo mowia w kazdym i co najlepsze, cos co tylko dzieci potrafia, doskonale sie miedzy soba rozumieja.
Moi ulubiency: zydowski chlopiec w czapce (na oczach:)) z napisem Mosze oraz azjatycka ksiezniczka |
Sytuacja podobna jak w gimnazjum mesjanskim: okazuje sie, ze w przedszkolu sa dzieci moich kolegow z pracy, mojego szefa, a dyrektorka jest dziewczyna z mojej kongregacji. Ktorej szefem jest moj nowy 'kolega' Tass. ;) Kto by pomyslal, ze niegdys palestynski buntownik dzisiaj bedzie zalozycielem takiego radosnego miejsca w zydowskim miescie.
Takie miejsca kocham odwiedzac najbardziej. Gdzie w najprostszy sposob rangi i przywileje przestaja miec znaczenie. Etiopska dziewczynka prowadzi w tancu swoje blond kolezanki. Zydowski chlopiec przebrany za spidermana tlumaczy tor przeszkod swoim arabskim kolegom. W tych przygodach nie ma czasu na jakies misje dyplomatyczne.
Kawałek Nieba na ziemi :) Pozdrawiam Ania
ReplyDeletena jakikolwiek temat byś nie napisała, zawsze jest to piękne i wzruszające. Dlatego podobnie jak te kochane dzieciaczki zamiast słów:
ReplyDelete<3
wiolka
Czekam na Twoja ksiazke, tak dobrze mi sie Twoje blogi czyta. Jak je czytam zanika mi moje ADD - pełne skupienie. xx, esla ;)
ReplyDeletewiesz, że rozkosz przez uszy do serca mi wlałaś. Rozpłynęłam się. Borówka
ReplyDelete