efszar laruc

= Mozna biegac.

 Od paru miesiecy bieganie stalo sie dla mnie jednym z ulubionych zajec. Z poczatku bylo to cos, co robilam ot tak sobie i wylacznie sama, ale stopniowo zaczelam sie rozkrecac i kiedy chlopaki z pracy zaczeli rozmawiac o maratonach w Izraelu, to sama zaczelam sie tym interesowac. W maratonie w Jerozolimie z pracy wzielo nas udzial osiem osob – trzech chlopakow w pol-maratonie (21+ km), a reszta w tzw. Public Race, o dlugosci 4,2 km. Na mecie mialam niedosyt. Cztery kilometry okazaly sie niewystarczajace!

W poprzednim miesiacu wspomnialam, ze razem z ekipa z pracy zatrzymalismy sie w Mitzpe Ramon na pustyni. Jak tylko rzucilismy torby do swoich pokoi, przebralismy sie i poszlismy stawic czola kraterowi. Tym razem byla nas tylko trojka, Jani i Emanuel, ktorzy biegli pol-maraton, i ja, finalista biegu na cztery kilometry! Haha. Wypuscilismy sie na najpiekniejsza trase w dol krateru i wszyscy przezylismy cudowne doswiadczenie – w otoczeniu przepieknej natury zbieglismy z 860 m nad poziomem morza na 410 m i Z POWROTEM w gore – w sumie 9 km.

Chlopaki zrobili na mnie potezne wrazenie, w dwoch aspektach. Po pierwsze, rzecz oczywista, ich forma: przebyli cale 9 km, w dol i w gore, biegnac. Cos, co mi sie udalo tylko na 6 i pol km (tak miedzy nami: to i tak dobrze, ze ponad polowe ;)). Ale druga kwestia, ktora mi zaimponowala, byla dla mnie samej zaskoczeniem. Jani i Em ani na moment nie pozwolili, zebym poczula sie gorsza albo slabsza (mimo, ze ewidentnie bylam ;)), co jakis czas dawali mi cenne rany, jak ulepszyc moja sprawnosc i wytrzymalosc, no i nieustatnie mnie zachecali i motywowali mimo ze spowolnilam ich normalne tempo. W koncu wszyscy skonczylismy ten bieg szczesliwi i zainspirowani.

W nastepnym tygodniu chcialam sie sprawdzic, czy przebiegne wiecej. Na przepieknej trasie w moim sasiedztwie ruszylam jednego wieczoru z dalekosiezna perspektywa. I po 7 kilometrach stwierdzilam, ze moglam jednak sie zapisac na 10k. Konczac osmy kilometr juz kombinowalam, co jeszcze moge w tej sprawie zrobic. Czas laski jeszcze trwal – w ostatnich dniach zdarzylam sie zapisac na maraton w Tel Avivie!

W polowie marca przyjechalismy z chlopakami do goracego Tel Avivu i zalogowalismy sie w hostelu w Jaffie. Pod oknami imprezy, w pokojach komary. Do najlepszych ta noc nie nalezala. Ale moze tez dzieki temu wstawanie o 5 rano nie wydawalo sie takim poswieceniem. Wszystkie zawody przesunieto na wczesniejsze pory z powodu temperatur. Polowa marca a tu 30 stopni. Co robic, zaplacilismy, przyjechalismy, trzeba dac z siebie wszystko. :)

I tak bylo. Chlopaki z pracy zaczeli wczesniej, bo znowu biegli pol maraton. Do mnie na 10k dolaczyli kolezanka z Finlandii i kolega z Kanady. Ruszylismy rownym tempem i z pelnym entuzjazmem. Po drodze podawano nam wode w kubeczkach, butelkach, oblewano nas woda z hydrantow. Kultura 'biegaczy' jest niesamowita. Po drodze wiwatowaly nam cale rodziny, mlodzi i starzy. Co pare kilometrow zespoly graly muzyke na zywo, Tel Aviv pokazal z calej sily, ze jest miastem imprezowym.

Przebieglam cale 10 kilometrow. Ani razu nie przeszlam do marszu. To dla mnie niesamowity sukces:) Godzina biegu (okolo). Slonce prazylo, ale tez dodawalo radosci i energii. Na koniec wszyscy patrzylismy z zachwytem na Morze Srodziemne, ktorego brzeg ciagnal sie wzdloz ostatnich 200 metrow biegu. Juz wiedzielismy, ze wlasnie tam zakonczy sie nasz wyscig. :)

Na ta chwile nie moge biegac. Nie wiem, czy jeszcze bede mogla kiedys wziac udzial w maratonie, wiec tym bardziej, dziekuje Bogu za te dwa, Public Race w Jerozolimie i 10k w Tel Avivie. Thank you, Israel. Kolejny cel w zyciu osiagniety i nawet jesli te drzwi sa juz zamkniete - nie szkodzi. Bo juz zdobyte! :)

Comments

Popular posts from this blog

Szczepionki w Izraelu - komu wierzyć?

sababa

Jeruszalaim