ani mictaeret

Jest w Tel Avivie miejsce tak poteznie ciemne, ze nawet blekitne niebo i gorace slonce nie rozjasniaja jego okien. Trzy ramiona tego "trojkata bermudzkiego" to prostytucja, narkotyki i przestepczosc. A jednak do samego srodka tego koszmaru kilka razy w tygodniu wpadaja najjasniejsze promienie swiatla - cudowni ludzie, ktorzy poczuli, ze maja tam zaniesc Boza milosc.

Mialam przyjemnosc - tak, przyjemnosc - odwiedzic tych ludzi juz kilka razy. Wykonuja nieziemska prace. Malzenstwo, nazwijmy ich Yakov i Rebeka, zalozyli "salon pieknosci" dla kobiet z ulicy. Przynajmniej dwa razy w tygodniu Yakov staje w bramie wynajetej piwnicy, by pilnowac porzadku, a Rebaka z wolontariuszkami przyjmuja do srodka miejscowe kobiety - glownie prostytutki i narkomanki, czesto w tragicznym stanie. Wiekszosc nie ma wlasnego mieszkania, tulaja sie po dzielnicy nie majac okazji wziac prysznicu czy w ogole o siebie zadbac. Wygladaja potwornie, pachna jeszcze gorzej, a Rebeka kazda z nich przytula juz przy drzwiach i oferuje pomoc.

Kobiety czuja sie dobrze w towarzystwie Rebeki. Przez to, ze wiekszosc bierze narkotyki, to nie moga liczyc na pomoc opieki spolecznej, ale i tak nie chcialyby trafic do domu dla bezdomnych. Takie miejsca sa dla nich pulapka, bo kazdy inny bezdomny w takim miejscu nadal traktowalby je jako prostytutki. Bledne kolo. A w "salonie" Rebeki nie tylko czuja sie bezpiecznie, ale co wiecej, czuja sie wartosciowe. Rebeka nie wytyka im zyciowych bledow, ale oferuje im wizyte u fryzjerki lub manicurzystki. Dopiero wtedy, kiedy kobiety siadaja w wygodnych fotelach, rozmawia z nimi o zyciu i o Panu Bogu. 

Tym razem kierujac sie do "salonu", zatrzymalam sie przy drzwiach, zeby porozmawiac z Yakovem. Obok nas bezdomny jadl sobie obiad, ktory podarowala mu Rebeka. Dolaczyl do nas jeszcze przypadkowy przechodzien, ktory zmeczony upalem chetnie zatrzymal sie w cieniu. Rozmawiamy na przemian po hebrajsku i angielsku. Zwracajac sie do mnie, mowi:
"Jestes z Polski? Moj syn przez pare lat studiowal w Czy-czynie," mowi nasz rozmowca.
Na to po raz pierwszy odzywa sie do nas bezdomny: "Szczecin. Ta nazwe wymawia sie Szczecin."

Zaskoczona doskonala wymowa tej nielatwej nazwy zapytalam juz w ojczystym jezyku: "Pan zna jezyk polski?" Zmeczony mezczyzna z plastikowym talerzem w reku podniosl swoj wzrok na mnie i odpowiedzial: "Oczywiscie. Urodzilem sie w Polsce i tam chodzilem do szkoly."

Przeprosilam Yaakova i przechodnia, ktory sie przy nas zatrzymal, i podeszlam do zaniedbanego mezczyzny jedzacego obiad. Przedstawilam sie, powiedzialam kim jestem i dlaczego jestem w Izraelu. Moj rozmowca przedstawil sie najpierw jako Yosef, od razu dodajac: "No Jozek jestem." Pytam o jego historie. Bylam ciekawa, jak to sie stalo, ze znalazl sie w Izraelu, a tym bardziej, dlaczego mieszka na ulicy. "Jozek" ma dluga siwa brode i zmeczone, pomarszczone oczy, ale nie wyglada mi na osobe, ktora pamietalaby czasy wojny w Polsce. Domyslam sie, ze nie wyjechal z Polski zaraz po wojnie czy powstaniu panstwa Izrael, tym bardziej skoro jak twierdzi, chodzil w Polsce jeszcze do szkoly.

[zdjecie zrobione przez przyjaciol, rozmawiajacych pare krokow dalej]
"Wyjechalem w 1968... Nie chce do tego wracac. Tak w zasadzie to wtedy stracilem dom... przyjechalem tutaj, ale domu nigdy nie znalazlem," opowiada Jozek, krotko ale wystarczajaco i nie chce rozwijac tematu. A ja juz wiem, ze wiecej pytac nie musze. Pozne lata 1960-te to okres, ktorego jako Polacy powinnismy sie wstydzic. Tlumaczymy, ze wojne zgotowali nam nazisci, "To przeciez nie my!" Ale antysemityzmu nikt nam lyzka nie serwowal, stworzylismy go sobie sami. Tym bardziej lat szesciesiatych, w tym szczegolnie marca 1968, nie mozemy przypisac komus innemu. "Bo komunisci, bo zwiazek radziecki..." A przeciez bralismy w tym udzial my, Polacy.

"Ludzi, u których dopatrywano się pochodzenia żydowskiego lub którzy wypowiadali się głośno o swoich sympatiach pro-żydowskich, zwalniano z pracy, pozbawiano stanowisk, a odsuniętych od władzy zastępowano innymi osobami. Czystka nie ominęła również wyższych uczelni. Profesorów pochodzenia żydowskiego usuwano ze szkół... Wydarzenia w kraju (...) wywołały fale przymusowych emigracji z Polski osób pochodzenia żydowskiego, a także naukowców i ludzi kultury. Wskutek kampanii antysemickiej w latach 1968–1972 opuściło Polskę 15-20 tys. osób. Aby dostać pozwolenie na wyjazd żydowscy emigranci (oraz ich nie-żydowscy współmałżonkowie) musieli podpisać podanie do Rady Państwa o zrzeczenie się polskiego obywatelstwa. Zamiast polskich paszportów otrzymywali oni tzw. dokumenty podróży ważne tylko na wyjazd z Polski i bez prawa powrotu..." (Wikipedia: Marzec 1968)

Jedna z osob, ktorej odebrano obywatelstwo polskie i odmowiono prawa powrotu, byl Jozek. Po potwornym potraktowaniu w Polsce - w jego wlasnym kraju, Jozek wyjechal do Izraela, gdzie trafil na ulice. Dzisiaj nie ma nawet jak przyciac swojej brody, a obiady je z urodzonymi w Izraelu Yakovem i Rebeka, dziecmi osob ocalalych z Holokaustu. Brakuje mi slow, nie wiem, co powiedziec, przeciez nie naprawie 50-letnich krzywd, ktore wyrzadzono mu w mojej ojczyznie. "Przepraszam..." mowie z zaklopotaniem. Zastanawiam sie, czy to cos zmienia. "Jozef, jako Polka, przepraszam Cie... To bylo zle, nie ma dla nas wytlumaczenia, i jako Polacy, wyrzadzilismy krzywde nie tylko Tobie, ale i sobie samym. Jesli Bog da ci sile do tego, w imieniu Polski prosze, bys nam przebaczyl."

Jozek nic nie mowiac, konczy swoj obiad. Podnosi glowe, zaczyna rozmawiac ze mna o czyms innym. Brudna reka wskazuje na stara, rozpadajaca sie kamienice po przeciwnej stronie drogi. "Tam mieszkam, moze kiedys mnie odwiedzisz." Pytam: "Ktoredy mam wejsc? Jak cie znajde?" Smiejac sie, odpowiada: "Zapytasz na ulicy o Yosefa, to kazdy ci wytlumaczy." Po chwili zaczyna sprzatac po sobie plastikowe naczynia i wstaje z krzesla. Na koniec jeszcze odwraca sie w moja strone i z pozytywnym wyrazem twarzy, ale nie nawiazujac kontaktu wzrokowego, mowi na pozegnanie: "Ide odpoczac. To byla bardzo emocjonalna rozmowa dla mnie. Dziekuje. Wystarczy."

Dziekuje Bogu, ze moglam poznac Jozka i ze dla niego "wystarczy", ale mam watpliwosci, czy to wystarczy dla mnie. I dla Polski? Jestem zagniewana tym, co mialo miejsce w 1968 roku i jestem niepogodzona z tym, ze takie osoby jak Jozek, zyd i POLAK, jest dzisiaj w Tel Avivie, samotny i bezdomny. Nie wiem, jak sie naprawia bledy z przeszlosci i nie wiem nawet, jak odmienic zycie kogos takiego, jak Jozek. Ale chce wrocic do tego miejsca, chce znowu zobaczyc Jozka i rozmawiac z nim juz nie o roku 1968, ale o roku 2017 albo 2018. Chce uslyszec od niego, czego potrzebuje i jak mozna mu pomoc.

Ale tym bardziej, pamietajac historie z lat czterdziestych i z lat szesdziesiatych, nie zgadzam sie, zeby Polska popelniala wciaz te same bledy. Wierze w przemiane umyslow i serc. Wierze, ze mozemy cos zmienic. Wierze, ze mamy wplyw na polskie rodziny i raz po raz, mozemy uczyc milosci, przebaczenia i braterstwa. Kiedy sytuacja w naszym kraju nadal jest trudna, jedyne co nam pozostaje to byc swiatloscia i sola tej ziemi.

Dla Jozka, Tel Aviv, Maj 2017.
[ani mictaeret - hebr. przepraszam]

Comments

Popular posts from this blog

Szczepionki w Izraelu - komu wierzyć?

sababa

Jeruszalaim