Zichrona Liwracha

Zichrona Liwracha (Z"L), hebrajski ekwiwalent polskiego 'ś.p.', oznaczający "błogosławionej pamięci". Zwrot jest zazwyczaj tłumaczony: Niech pamięć o niej będzie błogosławieństwem. 

27 grudnia świat powinien był się zatrzymać. Po krótkim czasie przemieszczania się z jednego szpitala do drugiego, pożegnaliśmy na ziemi moją mamusię. Tamtego dnia chciałam, żeby w tym przedziwnym teatrze życia kurtyna opadła dla nas wszystkich, raz na zawsze.

Ale parę dni później weszliśmy w rok 2019.

-
Ledwo styczeń pamiętam. To było chodzenie we mgle, dosłownej i duszewnej. Zniknął mój ekstrawertyzm, większe grupy ludzi mnie przerażały, pytania o mój stan powodowały, że chciałam uciec na dobre. Przestałam odbierać telefony, bo nie wiedziałam, co mam ludziom mówić, a ludzie dzwonili nie wiedząc co chcą mi powiedzieć.
-
W lutym obchodziliśmy z rodziną urodziny mamusi. Razem z tatą i bratem chodziliśmy po domu niedowierzając, że jej w nim nie ma, mimo że wszystko ją przypomina. Razem z najbliższą rodziną, czyli rodzeństwem mamy i taty oraz dziadkiem, usiedliśmy przy wielkim stole i nikt z nas za bardzo nie wiedział, co się 'robi' z takim dniem. Ale w lutym też przeżyłam moje pierwsze - od odejścia mamusi - spotkanie z Panem Jezusem, już z powrotem w Izraelu. Na pustyni.
-
W marcu ukazał się album Fascynujący Izrael, na którym mojej mamusi momentami zależało bardziej niż mi, a który dzisiaj jest dla mnie prezentem-cudem. W tych samych dniach wyszedł wiosenny numer Naszych Inspiracji - pierwszy bez redaktor naczelnej. Numer, nad którym pracowałam wiele nocy i na który do dzisiaj patrzę z niedowierzaniem. W marcu też miała miejsce konferencja dla kobiet. Bałam się tej konfrencji, a przy okazji wysiadało moje zdrowie. Ale, dzięki Bogu, w Hotelu Gołębiewski poczułam się jak wśród przyjaciół.
-
W kwietniu razem z tatą, ciocią i wujkiem spełniliśmy jedno z marzeń mamy - spędziliśmy święta w Izraelu. Od lat marzyliśmy i planowaliśmy, żeby zebrać się w rodzinnym gronie w Jerozolimie na Wielkanoc lub na Boże Narodzenie. Często z mamusią rozmawialiśmy o tym, jak takie święta mogłyby wyglądać. Nie udało nam się zebrać wszystkich, ale byliśmy i wspominaliśmy. Zasiedliśmy wspólnie do żydowskiego sederu w noc paschalną, a w niedzielę zmartwychwstania przed wschodem słońca byliśmy przy pustym grobie.
-
W jakimś sensie moja żałoba w maju trochę się zmieniła. Trzeba jakoś żyć, skoro słońce wciąż wschodzi. Z drugiej strony moje emocje stały się większe ode mnie. Bywa, że mija 5 dni, 8 dni, dwanaście, kiedy wszystko wydaje się zwyczajne i normalne. Aż nagle przychodzi jeden dzień z innej kategorii - bez ostrzeżenia i bez znieczulenia. Wtedy nie mam ochoty z nikim rozmawiać, każda decyzja wydaje mi się zbyt trudna, wszystko jest "nie tak". Te dni pojawiają się już rzadziej, ale kiedy przychodzą, wydają mi się równie trudne i ciężke, jak 27 grudnia.
-
W czerwcu minęło pół roku. Nadal nie umiem prosto odpowiedzieć na pytanie, jak się mam. Mieszkam w Jerozolimie, kochani ludzie wokół mnie dbają o moje serce i umysł. Ale mamusi brakuje mi codziennie. Nie ma dnia, żeby moje myśli nie powędrowały w jej kierunku przynajmniej raz. Obojętnie jaki mam dzień, co robię, jaki mam nastrój i jak wiele mam obowiązków. Bezradność miesza się z nadzieją, siła do działania przeplata się z letargiem.
-
Kończy się lipiec. Dziękuję Bogu za mojego wspaniałego tatę, za kochanych brata i bratową, za całą najbliższą rodzinę. Jestem wdzięczna za mojego chłopaka i za ludzi, z którymi pracuję na co dzień. Myśli o mojej mamusi czasem są trudne a czasem powodują uśmiech. Bywa różnie. Niemniej jednak moją modlitwą jest, aby pamięć o niej zawsze była błogosławieństwem. Zichrona Liwracha.

Comments

Popular posts from this blog

Szczepionki w Izraelu - komu wierzyć?

sababa

Jeruszalaim