nun

W jezyku aramejskim Nun oznacza rybe.
Symbol zycia.Numer 50.

Imie ojca Jozuego.

Na poczatku i na koncu wersetow z Ks. Liczb 10:35-6 znajdujemy nun w nietypowej formie - odwrocone w przeciwna strone.

Odwrocone nun mozna znalezc rowniez w Psalmie 107.


Pamietam dokladnie, kiedy po raz pierwszy stanelam w miejscu najblizszym miejsca najswietszego przy wzgorzu swiatynnym – dokladnie przy scianie zachodniej, w tunelu Hasmonejskim. Ciezka lza splynela mi po policzku, co troche wprawilo mnie w zaklopotanie, zwazywszy na to, ze obok mnie stala duza grupa ludzi zawziecie wertujacych przewodniki. Spojrzalam na gladki kamien w murze przede mna, wypolerowany dlonmi i ustami wiernych. Znak czasu. Wciaz czekamy na swiatynie. Tyle lat minelo, tyle pokolen… Nie utracilam, i nigdy nie chce, wzruszenia na widok miejsca, ktore moj Bog obral na swoje mieszkanie. Jak bardzo je zaniedbano, jak wiele zniszczono… Dzisiaj po zachodniej stronie stoje ja, swiatynia Ducha Swietego, i tesknie. Patrzac na polyskujace kamienie (wcale nie mniej blyszczace niz kopula na wierzchu), czuje zmeczenie ciagla walka. Nie walczymy z ludzmi, ale walczymy z ich postawami. Nie walczymy z czlowiekiem, ale z jego ignorancja. Nie z krwia i cialem, ale z mocami ciemnosci. 

W szczelinach miedzy kamieniami Sciany Zachodniej (sciany placzu) drzemia golebie. Bialo-szare glowki wygladaja na slonce, przygladaja sie odwiedzajacym, ktorzy zjechali sie z calego swiata. Co ciekawe na wierzchu Wzgorza Swiatynnego nie ma golebi. Zatrzymujac sie po zydowskiej stronie budowli, nie podlatuja wyzej. Na placu, gdzie obecnie wolno sie modlic tylko muzulmanom, gdzie centralnym punktem jest islamska Kopula Skaly,  przysiaduja tylko kruki. To niegdys swiete miejsce, a obecnie mocno sprofanowane, jest zatloczone przez duze, czarne ptaki, ktore stworzyly sobie tutaj swoj dom. 

Oddalajac sie od linii podzialu, przyblizam sie do zwyklych ludzi. Kto zna Izrael tylko z pierwszych stron gazet, a Jerozolime tylko z perspektywy duchowej, powinien poznac czlowieka. Choc jedna osobe, ktora kazdego dnia wyciaga worek mleka z lodowki (tak, moi drodzy, te worki, ktore ja pamietam z mojego polskiego dziecinstwa, tutaj rzadza!), bierze lekarstwa, myje podloge, wlacza telewizor, dzwoni do krewnych, kroi ogorek na salatke, wychodzi do parku… Ci zwykli ludzie, ktorzy nie maja innej ojczyzny, innego domu, nie mysla o tym, czego moze zarzadac od nich ONZ. Nie martwia sie tym, bo wiedza, ze nic nie wymysla. Nie maja zbyt wielu alternatyw, wiec nie mysla o potencjalnie zblizajacej sie wojnie. 

Tanja i Josza widza ze swoich okien Betlejem. Miedzy niewielkimi zabudowaniami trudno dostrzec granice miedzy miastami, dopiero w oddali widac fragment muru. Mur nie jest dlugi, znacznie wieksza jest jego legenda i symbolizm. W codziennym zwyklym zyciu jednak nikt nie mysli o podziale, nikt nie mysli o rzadzie i granicach. Temat zazwyczaj wyplywa kiedy pojawiamy sie my – obcokrajowcy. Ale tez nie zawsze. Tanja i Josza maja inne problemy. Oboje powaznie chorzy martwia sie raczej tym, czy nastepnego dnia uda im sie zejsc z trzeciego pietra, na ktorym mieszkaja. Moja znajoma, Corrie, regularnie odwiedza okolo 15-stu takich domostw w tygodniu. Pomaga im sie umyc, prowadzi rehabilitacje, a jesli czas na to pozwoli, to czasami pomaga zrobic zakupy, sprzata. Jesli sa na to finanse, to zalatwia inna osobe do tego, by doprowadzic mieszkanie do porzadku, zrobic pranie. A czasami trzeba po prostu przyjsc porozmawiac. Poswiecic troche czasu, odwrocic uwage od ich dolegliwosci. 

Josza ma bardzo powazny, zaawansowany reumatyzm, ale zapomina o nim, kiedy pokazuje mi zdjecia wnukow. Pieknym rosyjskim i lamanym hebrajskim opowiada mi o synu, synowej i ich szostce dzieci. Moja slaba znajomosc obu jezykow niewiarygodnie awansuje w takich sytuacjach. Po kilku minutach moj polski zaczyna przypominac ukrainski. W tym czasie Corrie pomaga Tanji wziac prysznic i umyc wlosy. Kiedy koncem lat dziewiedziesiatych przyjechali do Izraela z bylego zwiazku radzieckiego, niedlugo pozniej okazalo sie, ze Tanja ma nowotwor. Amputowano jej obie piersi i dzisiaj, po latach chemioterapii Tania wyglada na wiecej lat niz ma, choc wedlug kalendarza ma ich i tak dosc sporo. Josza pokazuje mi zdjecia z uroczystosci pozegnalnej, ktora przygotowano Tanii w jej ostatnim miejscu pracy na Ukrainie. Rozesmiane twarze, kwiaty, na stolach znajomo wygladajace potrawy, wokolo stare meble, wyplowiale tapety, ogromne obrazy przedstawiajace wazne wydarzenia z poprzednich wiekow… Wschodnia Europa jaka znamy. Przyjaciele caluja i sciskaja Tanje, z malych fotografii plynie echo ich smiechu. Tego swiata juz nie ma. Dziadek Tanji zginal za dzialalnosc zydowska. Tata Joszy zostal zamordowany, kiedy on- synek mial szesc lat. Izrael mial byc ziemia obiecana.

Ale w Izraelu nie ma juz tych ludzi z kwiatami, wyplowialych tapet i golabkow na talerzu. Josza i Tanja rzadko wychodza z domu, czasem ich odwiedzi ich ortodoksyjny syn z dziecmi, a czasem przyjdzie Corrie lub inni obcokrajowcy, ktorzy po latach rowniez stali sie przyjaciolmi. Wiecej przyjaciol maja Loda i Juri, corka i ojciec. Juri mowi tylko po rosyjsku, ale na moj widok z szerokim usmiechem wola: „Nasza Polska nie zginela!“ Pomimo podeszlego wieku dzielnie pomaga w codziennych czynnosciach corce. Loda ma zaledwie 40-pare lat, ale porusza sie na wozku i z kazdym dniem traci sily w calym ciele. Od 16-tego roku zycia cierpi na stwardnienie rozsiane, ktore przez lata nieleczone powaznie ograniczylo jej mozliwosci. Corrie przychodzi z nia cwiczyc, by rozruszac miesnie. W czasie gimnastyki Loda opowiada mi o swoim zyciu, poslugujac sie przy tym glownie angielskim, z dodatkami rosyjskimi, ukrainskimi i hebrajskimi. W kazdym jezyku mowi plynnie. W pewnym momencie przestaje cwiczyc, chwyta mnie za reke i ze lzami w oczach zaczyna mowic…

Ester… ten samolot… tak bardzo mi przykro… to nie nasza wina… wasz prezydent… my tego nie chcielismy… uwierz mi, przepraszam… ale my, ludzie… rosjanie… nam jest tak strasznie przykro… to nie my… uwierz… nikt tego nie chcial… wszyscy rozpaczamy…

Sciska mi serce. Jest mi niesamowicie smutno, gdy widze jej bol – spowodowany niesprawiedliwymi oskarzeniami. Jest mi smutno z powodu tego, co sie stalo, jest mi tym bardziej smutno, ze niektorzy wciaz szukaja winnych, wytykaja palcami. Tlumacze Lodzie, ze my, ludzie, polacy, nie oskarzamy ich. Ze ja nie obwiniam rosjan za to, co sie stalo. To tragiczny wypadek, z ktorego nikt nie mial zadnej korzysci. Ja wiem. Tlumacze Lodzie, ze niektore osoby dalej cierpia, a wtedy latwiej jest przeniesc odpowiedzialnosc na kogos… zeby winny byl ktos. 

Opuszczajac oba domy mam poczucie, ze wychodze z malych, samotnych swiatow, ktore sa zmuszone tworzyc calosc ze swiatami wokol. „Spasiba, Ester. Blagoslavi tebya Bog.“ Wracam do moich kolorowych przestrzeni i mam swiadomosc, ze tak bardzo wszyscy potrzebujemy wiecznej perspektywy. Gdzie jest nasz prawdziwy dom i gdzie nie ma choroby. Gdzie nie szukamy wroga, tylko przyjaciela. Gdzie nasze cialo nas nie ogranicza, a jezyk nie jest bariera. 

Comments

  1. KasiaBorowkaBorek21/4/11 1:34 AM

    Spasiba Ester

    ReplyDelete
  2. Essy dopiero teraz udalo mi sie przeczyta wpis "nun"... jest piekny i mocny... placze, i jestem totalnie rozwalona... dzieki. spasiba :)
    esla

    ps. kruki to szpiedzy sarumana... to tylko to potwierdza...

    ReplyDelete

Post a Comment

Popular posts from this blog

Szczepionki w Izraelu - komu wierzyć?

sababa

Jeruszalaim