samech

Samech znaczy podtrzymywac lub nakladac rece.

Moze symbolizowac wieczny cykl Bozej chwaly.

W czasach starozytnych samech moglo oznaczac tarcze, czego potwierdzeniem jest jego piktogram.

Samech to 15 litera alfabetu i ma wartosc 60.

Blogoslawienstwo Aaronowe (Liczb 6:23-27) w j.hebrajskim ma 15 wyrazow, skladajacych sie z 60 liter.


Co do zadnego innego swieta zydzi i chrzescijanie nie sa tak zgodni i wierni, jak do Paschy. Wszystkie inne swieta raczej wszyscy trzymaja "dla siebie" - Zydzi maja na przyklad Chanuke, Chrzescijanie maja Boze Narodzenie... jedni drugim nie przeszkadzaja, jedno z drugim sie (teoretycznie) nie laczy. Ale Pascha jest jedna.

Pan Jezus ze swoimi uczniami spozyl tradycyjna kolacje paschalna, zgodnie z przekazami pokolen, zgodnie z Pismem. Tak jak przykazal Pan Bog, Zydzi przez wszystkie lata wspominaja Boza wiernosc i laske, kiedy wyprowadzil ich z Egiptu. Co roku na kolacji paschalnej czyta sie Hagade - cala historie wyprowadzenia narodu zydowskiego z niewoli. Historia jest przeplatana drobnymi poczestunkami, toastami winem, modlitwami i piosenkami. Kielich wznosi sie cztery razy - za czwartym razem Pan Jezus wypowiada pamietne slowa: "Pijcie, to jest krew moja..."

To slowa Baranka Bozego, ktory wyprowadza z niewoli. Moge sobie tylko wyobrazic, jak nagle uczniom otworzyly sie w tym momencie oczy: Baranek Bozy! Ten, ktory uratowal pierworodnych w Egipcie, bo jego krew byla na drzwiach... Ten Baranek - miedzy nami! Jego krew za nasze zycie!
A moze wcale jeszcze tego nie rozumieli... moze zrozumieli dopiero, jak zobaczyli krzyz. A moze dopiero jak splynal na nich Duch... ale o tym dopiero za niecale dwa miesiace. :)

W tym roku Pasche rozpoczelam z Zydami. Tak, prawdziwymi, (jeszcze) nie nawroconymi, z tej ziemi (prawie), srednio-religijnymi (a z racji, ze stopni religijnosci jest miliony, podejrzewam, ze w tym domu bylo ich przynajmniej kilka). Joey (czyli Joseph) nalezy do bogatszych mieszkancow Jerozolimy i jest bardzo rodzinnym czlowiekiem. Zaprosil mnie i pare moich kolezanek z pracy w imie wdziecznosci wobec Ambasady. I w ten sposob trafilismy do rodzinnego stolu miejscowej rodzinki, jakze zydowskiej.

Bylo nas moze okolo 30 osob... moze troche wiecej razem z dziecmi. Byla najblizsza rodzina, lacznie z byla zona bylego szwagra i jej corka oraz drugi maz siostry (tak, to skomplikowane), byli zydowscy przyjaciele z biura nieruchomosci z Idaho i emerytowany francuski czlonek UNESCO (obecnie mieszkajacy w Jerozolimie) oraz gwiazda wieczoru - ciocia z Nowego Jorku. Jakze by mozna pominac ciocie z Nowego Jorku! Piekna, glosna pani ze sporym dorobkiem zyciowym (bo nie wypada powiedziec "w starszym wieku").

Minelo pare godzin zanim w ogole ruszylismy jakikolwiek talerz na stole. Hagada przechodzila z rak do rak, a kazdy czytal fragment na glos. Duzo przy tym bylo zamyslen, smiechu, ziewania i innych ekspresji. Ale co najwazniejsze, duzo bylo westchnien "dzieki Bogu" i "chwala Panu". Spod rzes przygladalam sie z usmiechem ludziom wokol. Kazdy tak bardzo inny, z tak roznych swiatow i wszyscy tacy zywiolowi, a kazdy jednym glosem powtarzal co jakis czas najpiekniejsze slowa: "Baruch ata Adonai Eloheinu Melech HaOlam" (Badz blogoslawiony Panie nasz i Boze, Krolu Wszechswiata).

Przy piosenkach docenilam przywilej siedzenia w polowie dlugosci wielkiego stolu, miedzy aszkenazyjska strona stolu, uporzadkowana i zeuropeizowana, a strona sefardyjska, pelna wrazen, dzwiekow, emocji i sily prosto z Maroka i okolic. Roznice melodii i rytmu narzucanego z dwoch koncow stolu wprawialy mnie w zachwyt... i nieumiejetnosc wlaczenia sie w spiew. Kazda piosenka zajmuje nam duzo czasu, zanim wszyscy odnajda sie w tekscie zwrotek. Potem na nowo musimy sie odnalezc w czytaniu Hagady... Niezastapiony komentarz cioci z Nowego Jorku: "Nic dziwnego, ze wyjscie z Egiptu zajelo nam 40 lat!"

Gdy w koncu zaczynamy sie czestowac kolacja (rozpoczynajac od pysznego jajka w slonej wodze i obrzydliwej gefilte fish), Joey opowiada swoja rodzinna historie, jakby kontynuujac historie narodu zydowskiego, ktora wlasnie przeczytalismy. Jego rodzina uciekla przed przesladowaniami w Hiszpanii i osiedlila sie w Polsce. Przez wieki mieszkali w Polsce, gdzie wiodlo im sie bardzo dobrze i bylo to najbezpieczniejsze miejsce dla Zydow w Europie (slowa Joey'go, do wszystkich zgromadzonych). Do ostatnich dni, nawet w czasie Holokaustu, Polacy nadal byli Zydom najbardziej przyjazni z calego kontynentu. Dzisiaj Joey jest dumny z polskiej historii swojej rodziny i stara sie o polskie obywatelstwo.

Na dowidzenia Joey jeszcze pokazuje nam rozne zakamarki i cuda swojego mieszkania w najpiekniejszej i najstarszej dzielnicy Jerozolimy. Tlumaczy skad pochodzi i ile ma lat kazde naczynie wystawione na pokaz. Niczym maly chlopiec, ktory pokazuje wszystkim swoje papierowe samoloty, Joey bez slow mowi nam: "Popatrzcie! Ja zyje! I moja rodzina zyje! Tak jak te kilku-tysiac-letnie naczynia! Zachowalem je i trzymam dla pokolen, bo to, co przetrwalo, jest cenniejsze dzisiaj niz wtedy. My przetrwalismy."

Comments

Popular posts from this blog

Szczepionki w Izraelu - komu wierzyć?

sababa

Jeruszalaim